- Brak produktów
Do ustalenia Wysyłka
Razem 0,00 zł
Do ustalenia Wysyłka
Razem 0,00 zł
"Jako małe dziewczynki straciłyśmy mamę, co spowodowało, że nasza relacja była bardzo silna. Nie potrafiłyśmy funkcjonować bez siebie jako dzieci, a potem jako dorosłe kobiety. Chodziłyśmy do tych samych szkół, poszłyśmy na ten sam kierunek studiów (byłyśmy nawet w tej samej grupie), uprawiałyśmy te same sporty, miałyśmy to samo grono przyjaciół, a potem otworzyłyśmy wspólny biznes. Nawet nasze dzieci wychowywałyśmy wspólnie. Nie było w naszej relacji autonomii – wszytko robiłyśmy razem. Trwało to 35 lat, gdy nagle poczułam, że się „duszę”, że nie mam swojej przestrzeni i że wcale nie lubię tego samego, co Kama, że mam zupełnie inne potrzeby. Zaczęłam rozumieć i dostrzegać siebie. Musiałam na chwilę się od Kamy odłączyć, po prostu dowiedzieć się, gdzie JA się zaczynam, a gdzie kończę. Wtedy nastąpił przełom w naszej relacji. Każda z nas zaczęła tworzyć swój świat niezależnie od drugiej. Mamy swoje rodziny, mieszkamy w dwóch różnych miastach, jednak nasza silna więź została. Teraz ta relacja jest zdrowa, dojrzalsza i – mam wrażenie, że mocniejsza, ale nie ma u nas już współzależności. To „rozstanie” było bardzo trudnym, ale rozwojowym i cennym etapem w naszym życiu. Musiałyśmy zrobić krok w tył i spojrzeć na naszą relację z dystansu."
fot. Ewa Przedpełska
"Zupełnie nie myślę o wychowywaniu dzieci w kategorii wyzwań i na pewno zdejmuję tym samym z siebie ten ciężar presji. Dla mnie wychowywanie to obecność. I jestem! Na tyle, ile potrafię. Chciałabym, żeby dziewczyny były ludźmi otwartymi na innych i na siebie. A reszta chyba sama im przyjdzie. To, co mogę im dać, daję. Ja też bardzo dużo dostałam od mojej mamy – bliskość, ciepło, zrozumienie. Od siebie dodaję parę rzeczy: umiejętność przepraszania, niebagatelizowania uczuć."
fot. Ewa Przedpełska
"Nasze córki trafiły nam się bardzo wyjątkowe. Myślę, że każdy rodzic tak myśli o swoich dzieciach i od tego właściwie jesteśmy, aby zauważać tę wyjątkowość jako pierwsi, mówić o niej, wyposażać nasze dzieci w zasoby, w miłość, wiarę w siebie. Zobaczyć w nich rzadkie perły, zanim świat o nich usłyszy, powiedzieć im o tym. Zauważyć."
fot. Ewa Przedpełska
"Razem się śmiejemy, płaczemy i kłócimy. Zawsze potrafimy ze sobą rozmawiać otwarcie i to też jest nasz duży sukces, nad którym pracowałyśmy bardzo długo. Jesteśmy dla siebie żonami, przyjaciółkami, ale też partnerkami. Siostrzeństwo to nic innego, jak bycie razem obok każdego dnia, wspieranie się i troska o drugą osobę."
fot. Ola Gruszka
"Na pewno wielu z nas łatwiej jest otworzyć się przed obiektywem innej kobiety. Ja mam słabość do mam, zawsze patrzę na nie najżyczliwszym okiem. Wiem, że mamy swoje bolączki, niepewności, lęki i nierzeczywiste wyobrażenia. W internecie pojawia się coraz więcej superbohaterek, kobiet z wielką pewnością siebie i samoakceptacją, ale prawda jest taka, że większość z nas nie jest jeszcze w tym miejscu. Bolą nas czasem boczki, czasem serca, a ja zawsze w trakcie sesji staję na głowie, żeby stworzyć zdjęcia, które będą dla tych mam złotym medalem albo chociaż plasterkiem. Codziennie, kiedy wchodzę do domu po długim dniu z dwójką dzieci, piętnastoma torbami, bez snu, makijażu i z listą zadań tak długą, że jak o niej pomyślę, to odruchowo zaciskam oczy, zastanawiam się, gdzie jest mój złoty puchar i czemu nie czeka na mnie na wycieraczce. Moją misją jest więc to, żeby każda z mam, które spotykam, miała go w ramce na ścianie – i po wejściu do domu mogła uśmiechnąć się do siebie w tym lepszym dniu i przypomnieć sobie, po co to wszystko."
fot. Kinga Hołub
"W dzieciństwie i wczesnej młodości traktowałam siebie jak chłopczyce, wychowywałam się ze starszymi braćmi, a jako mała dziewczynka mówiłam, że lubię samochody i że w poprzednim życiu byłam chłopcem. Czułam, że ten pierwiastek męski jest we mnie bardzo obecny i trochę podśmiechiwałam się z dziewczyn. Nie lubiłam tego, co dziewczyńskie i zawsze mówiłam, że „nie jestem jak inne dziewczyny”. Natomiast teraz powiem: „jestem taka jak inne dziewczyny i jestem z tego dumna”. Tak naprawdę nie wiem, kiedy zaszła we mnie ta zmiana, bo to przejście było niezwykle subtelne, ale teraz już jako mama Jany czuję się w pełni kobietą i pielęgnuje w sobie tę jakość. Mam wspaniałe relacje z kobietami, które wypełnione są troską, wzajemnym wsparciem i zrozumieniem."
fot. Ewa Przedpełska
"Ogromną wagę przywiązuję do tego, żeby nie powielać krzywdzących dziewczynki stereotypów. Nie mówię „uśmiechnij się”, kiedy robię im zdjęcie. Chwalę je za to, że są mądre, sprytne, odważne – nie tylko za to, że ładnie wyglądają czy są grzeczne. To takie oczywiste rzeczy, które w teorii mam już dawno przepracowane, a w praktyce okazuje się, że nadal ciągnie mnie do wpadania w te pułapki. Bardzo się jednak staram i mam nadzieję, że takie same starania przyjdą ze strony nauczycieli na kolejnych poziomach edukacji. To są zmiany, które muszą się odbyć nie tylko w głowach (choć tu przede wszystkim), ale też w podręcznikach, bajkach, na zajęciach dodatkowych."
fot. Ewa Przedpełska
"Uwielbiamy ten nasz kobiecy świat. W wakacje spędzamy prawie 3 miesiące razem – czy to nad morzem, czy w leśnym domku naszych rodziców. Dziewczyny wytwarzają wtedy niesamowite światy wewnętrzne, a ich wyobraźnia nie zna granic. My zaś doświadczamy wtedy wspólnoty ze sobą i radości bycia z nimi tu i teraz. Macierzyństwo rzuciło nowe światło na temat przemijania i upływającego czasu. Z tej nowej, ulotnej perspektywy łapiemy czas, kiedy naszym dziewczynkom do szczęścia wystarczają patyki, łyżki, słoiki, kwiaty, motyle. A nam wieczorem wystarcza do szczęścia, żeby przeczytać książkę. Wierzcie lub nie, ale przez te 3 miesiące nikt nie pyta o bajkę na komputerze."
fot. Ewa Przedpełska
"Moje dzieci tutaj są wolne. Czasem mam wrażenie, że wolne od wszystkiego… Tu żyje się jak dawniej. Bez telewizji, często bez internetu, bo nie ma zasięgu. Zresztą, szkoda czasu na siedzenie w domu, bo tyle wrażeń przynosi otaczający nas świat. Oni jeszcze tego nie wiedzą, ale ta wieś zapisze się w ich sercach obrazami, o których będą chcieli opowiadać, gdy już dorosną. Krótko mówiąc: na bosaka w błocie przez świat. Drogą obok naszego domu chodzą krowy na pastwisko, a my stoimy przy niej, patrząc za nimi. Każdy, kto nas odwiedza, z nami te krowy zobaczyć musi. Każdy, kto nas zna, wie, że gdy mówimy o domu, te krowy w opowieści, jak i w życiu, zawsze idą blisko nas. To nasz cud nie z tego świata!"
fot. Ewa Przedpełska
"Zmieniliśmy styl życia, decydując się na bycie na wsi na 100%, aby doświadczać takiej prostej codzienności – śpiewu ptaków, ale też ufajdanych przez nie okien, chodzenia boso po trawie, ale i konieczności jej koszenia. Dzięki tej zmianie możemy być ze sobą na co dzień, mamy pracę na miejscu. Prowadzenie gospodarstwa rolnego i agroturystyki to nasze jedyne zajęcie zawodowe i możemy sobie spokojnie żyć. Bez fajerwerków i wygód, ale też bez presji i obciążeń. O to nam chodziło."
fot. Lidka Dzwolak
"Zresztą nie znam dziecka, które nie czerpałoby radości z przebywania cały dzień w ogrodzie, taplając się w czym mu się podoba. W takich warunkach wszystkie zabawki, ulubione książki i kolorowanki schodzą na dalszy plan. Można boso chodzić po trawie, obserwować z bliska pszczoły zapylające kwiaty, wypatrywać ptaki i rozpoznawać je po śpiewie. A słabsza pogoda wcale nie jest zła. Skakanie po deszczu, nowe kałuże – zawsze jest co robić. Poza tym tu jest normalna wieś ze wszystkimi atrakcjami: traktorami, przyczepami i całym wiejskim inwentarzem."
fot. Ewa Przedpełska
"Samotność to stan duszy, a nie efekt częstotliwości spotkań czy liczby otaczających nas ludzi. Samotnym można się czuć nawet w centrum dużego miasta (mnie się to zdarzało), wśród tłumu znajomych. Bycie w takim miejscu jak to, czyli na skraju wsi, pod lasem, pomaga sprawdzić, czego nam tak naprawdę brak i czego potrzebujemy, aby nie czuć się samotnym. A kontakty towarzyskie nadal są możliwe, choć trochę utrudnione. Jeżeli jednak dochodzą do skutku, to są sto razy bardziej intensywne niż w mieście, bo w grę wchodzi wtedy nocowanie, bycie tylko ze sobą od rana do wieczora, czasem przez kilka dni, bez żadnych rozpraszaczy, słysząc tylko siebie nawzajem. To jest dla mnie zupełnie inna jakość spotkań."
fot. Angelika Paruboczy
"Bez wolności na łonie natury nie byłabym w stanie tworzyć. To ona daje mi nieustanne inspiracje do wszelkich działań artystycznych. Pojawia się w moich rysunkach, filmach, animacjach i muzyce. Podobnie jest z Kacprem, natura też jest ważnym elementem jego twórczości, a Pola bacznie nas obserwuje i powiela wzorce. Mamy to szczęście, że okoliczne dzieci to też dzieci lasu. Wraz z zaprzyjaźnionymi rodzinami spotykamy się w lesie, na starej kopalni piasku, nad rzeką pod lasem. Po to, by wspólnie spędzać czas na łonie natury i również po to, by nasze dzieci wspólnie mogły spontanicznie działać i tworzyć w okolicznościach przyrody. Spotykamy się również na wielopokoleniowym muzykowaniu, rozpalamy ogniska i tańczymy."
fot. Ewa Przedpełska
"Teraz z perspektywy czasu widzę, że instynktownie ciągnęło mnie na łono natury, której potrzebowałam w swoim życiu. Przyroda dawała i nadal daje mi ukojenie, uspokaja myśli i wycisza emocje. Daje poczucie wolności i sprawia, że na wszystko spoglądamy z dystansem. Tę samą wolność czuli też chłopcy, którzy swobodnie, niczym nieskrępowani mogli odkrywać i poznawać świat."
fot. Ewa Przedpełska
„Wierzę, że obcowanie z przyrodą i sztuką (jej różnorodnymi postaciami), kształtuje naszą wrażliwość na piękno. Ta wrażliwość, jej poziom będzie warunkować poziom przyjemności odczuwania doznań estetycznych płynących z przestrzeni wokół. Dlaczego tak wielu dorosłych nie umie czerpać radości z obcowania z przyrodą czy sztuką? Nie dlatego, że się na nich „nie znają”, ale dlatego, że mieli z nimi sporadyczny kontakt, który nie wystarczył do wyrobienia odpowiedniej wrażliwości. Dlatego niezmiernie istotne jest otoczenie dziecka. Nie powinno zabraknąć w nim ani sztuki, ani częstego kontaktu z naturą.”
fot. Ewa Przedpełska
„Obcowanie z przyrodą jest przede wszystkim wielkim luksusem dla zapracowanego człowieka z wielkiego miasta. Cenię każdą chwilę w ogrodzie czy w lesie, zwłaszcza, że to jest nasz las, a nie publiczny. To ogromny luksus – możemy szaleć, czuć się swobodnie, nikt nas nie widzi. To dla nas wypoczynek i rozrywka w jednym. Pielenie i przesadzanie roślin na moich rabatach odstresowuje mnie totalnie. Mąż lubi rąbanie drewna i koszenie trawy, które jest jak medytacja. Pod każdym względem bycie blisko natury jest świetne.”
fot. Ewa Przedpełska
„Leśne wędrówki są szczególnie ważne dla dzieci, ponieważ wspierają ich naturalny rozwój. Na łonie natury mogą doświadczyć, czym jest cisza, wsłuchać się w śpiew ptaków czy szum drzew. Te dźwięki oraz panująca wokół zieleń wpływają kojąco i wyciszająco na młody system nerwowy. W naturze dzieci poznają świat wszystkimi zmysłami. Zmysł wzroku silnie pracuje, kiedy dzieci patrzą w dal, np. podczas obserwacji ptaków czy przemieszczających się po niebie chmur. Jest to istotne w dobie komputerów i smartfonów, gdzie ekran emitujący światło niebieskie jest często oddalony od twarzy zaledwie o trzydzieści centymetrów. Leśny szum koi słuch, zapach igliwia pobudza zmysł węchu, bogaty w tekstury las wpływa pozytywnie na odbiór bodźców dotykowych, a zebrane leśne owoce pobudzają kubki smakowe. Dodatkowo wszelkie nierówności, wzniesienia, doły czy patyki plączące się pod nogami sprawiają, że dziecko ma możliwość ćwiczyć zmysł równowagi, który wpływa na jego codzienne funkcjonowanie.”
fot. Angelika Paruboczy
„Wolimy żyć skromniej, ale bliżej dzieci. Zauważyłam też, że w naszych okolicach bardzo brakuje miejsc dla maluchów, dla rodzin z dziećmi. Marzyło mi się, żeby czasem pójść do miejsca, gdzie moje dzieci mogą się swobodnie i bezpiecznie bawić blisko natury, a ja mogłabym sobie chwilę odsapnąć, wyłożyć się w hamaku czy wypić kawę. Nie mogłam znaleźć takich miejsc, wszędzie dzieci były „problematyczne”, hałaśliwe, uciszane, przeszkadzające innym. Pomyślałam, że skoro ja chciałabym do takiego miejsca pójść, to może i inni by chcieli. Z pomocą architektki krajobrazu wyczarowaliśmy projekt Ogrodu Zabaw. Z podziałem na strefy, z inspiracjami montessoriańskimi, blisko natury i z wykorzystaniem naszej istniejącej bazy – budynku starej wiejskiej szkoły i starodrzewia wokół niej.”
fot. Ewa Przedpełska
„Rewolucja. Odkąd pojawiła się Aniela, Zosia mówi tylko o siostrze. Wszystko się poprzestawiało. Zosia jest bardzo zaangażowana, przejęta i zajęta Anielą. Ciągle ją zabawia i rozśmiesza. Zapytałam ostatnio Zosię, co się zmieniło w jej życiu, odkąd jest Aniela. Odpowiedziała po prostu: „MIŁOŚĆ”.”
fot. Ewa Przedpełska
„Mała różnica ma ogrom plusów, minusów zresztą też. Czy jest ciężko? Tak, jest, bardzo. Pieluszki, katarki, płaczki, kolki, ząbki, nieprzespane noce – to wszystko dzieje się jednocześnie, razy dwa. Czasami wyjście na krótki spacer jest niczym wyprawa na Mont Everest. Choć praca przy dwójce małych mnoży się, to jednocześnie nasza miłość i ich więź potęguje.”
fot. Angelika Paruboczy
„Właściwie to teraz mieszkamy na trzy domy. Nasze życie wygląda… Wiesz, to po prostu jest nie tak, jak sobie to wyobrażaliśmy, kiedy jeszcze byłam w ciąży z bliźniakami. Opowiadając komuś naszą historię, wciąż mam wrażenie, jakbym mówiła o książce, którą przeczytałam, lub serialu, który właśnie wszedł na Netflix. Tak bardzo to się wciąż wydaje nierealne. W największym skrócie powiem tak: przez pierwsze pół roku życia bliźniaków wymienialiśmy się z Brandonem co dwa dni. Dwa w domu, a dwa w Budziku, przy Mai. I w takim trybie funkcjonowaliśmy do ogłoszenia pandemii. Kiedy zarządzono izolację, musieliśmy zdecydować, które z nas zostanie z bliźniętami, a które z Mają. Postanowiliśmy, że Brandon zostanie w Budziku, a ja z maluchami. Nie było wtedy wiadomo, jak długo potrwa rozłąka, ale nikt nie zakładał, że dłużej niż miesiąc. Dopiero w połowie maja mogłam w końcu zobaczyć Maję i męża.”
fot. Ewa Przedpełska
„W naszym domu wykonuje się większość czynności wraz z dziećmi. Tak było przy pierwszej córeczce, tak jest i teraz, gdy są dwie. Co to oznacza? Staram się zaangażować je, na ile to tylko możliwe, w zwyczajne czynności, które nam, mamom nie wydają się atrakcyjne. Dla dzieci one są magiczne. Gdy raz się zacznie, to pomysły na angażujące aktywności mnożą się same. Segregowanie prania, wkładanie prania do pralki, wyciąganie czystego prania z pralki, podawanie i rozwieszanie oraz składanie… Wystarczy czynność dopasować do wieku i umiejętności dziecka. Tylko tyle i aż tyle. Każda z naszych dziewczyn uczestniczy aktywnie w życiu naszej rodziny, jest współodpowiedzialna i może poczuć się ważna. To jest mój sposób na macierzyństwo, który sprawdza się u nas zarówno w czasach kwarantanny, jak i poza nią. Wiem, że gdybym robiła te wszystkie rzeczy sama, na pewno byłoby czyściej, szybciej. Ale te rozmowy, ten błysk w oku i przede wszystkim relacja, która buduje się w trakcie takich prozaicznych czynności, są bezcenne.”
fot. Angelika Paruboczy
„Wendy ma dopiero kilka tygodni i nowa sytuacja jeszcze do końca się nam nie ułożyła – cały czas pracujemy, aby nam się wszystko unormowało. Sama informacja o kolejnym dziecku nie była jakoś entuzjastycznie przyjęta – już wcześniej każdy z chłopców sygnalizował nam, że potrzebuje nas, rodziców więcej dla siebie. A tutaj pojawia się kolejne dziecko, które oznacza, że będziemy mieć tego czasu jeszcze mniej. Jednak wszystkim trochę ulżyło, że ma to być dziewczynka, która jest jednak poza konkurencją. Zaskoczyło mnie, ile Wanda wzbudziła w nich czułości i delikatności. Na co dzień się tłuką, ganiają, kłócą – wobec siostry jednak są superczuli i delikatni.”
fot. Ewa Przedpełska
„Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży z bliźniakami, byłam załamana. Płakałam, że sobie nie poradzę. Jednak, gdy tylko pojawili się na świecie –oszalałam na ich punkcie. Teraz uważam, że to najlepsze, co mogło się wydarzyć. Od początku mają siebie, a nasza rodzina jest już w komplecie. Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci.”
fot. Ewa Przedpełska
„Wyzwaniem jest raczej ten czas, gdy dzieciaki są chore i każde w tym czasie potrzebuje mnie po trochu, jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, jeszcze intensywniej, a ja każdemu chciałabym to zapewnić. Jeśli się uda i przychodzi wieczór, a dzieciaki są już w swoich łóżkach, uśmiechasz się i mówisz do siebie: ale mam cudną rodzinę. Chociaż jest też druga wersja, zależna od nastrojów ekipy: udało się, przeżyłam, dobrze, że one już śpią. (śmiech)”
fot. Ewa Przedpełska
„Nie wiem, z jakich są planet, ale na pewno z różnych i zdecydowanie z kosmosu. W byciu razem mają gorsze i lepsze dni, ale skoczyliby za sobą w ogień. Mają dla siebie bardzo dużo miłości i czułości, tylko cierpliwości trudno się w tym związku doszukać. Oboje są spełnieniem moich marzeń i myślę, że zdają sobie już sprawę z tego, jak fajnie mieć siebie nawzajem. Zawsze im powtarzam, że są drużyną i mimo że się kłócą, powinni reszcie świata stawiać czoła razem.”
fot. Ewa Przedpełska
"Sama miałam rodzeństwo i uważam, że duża rodzina to wielkie szczęście. Relacje bratersko-siostrzane bardzo umacniają. Dają silne poczucie przynależności i pomagają budować poczucie bezpieczeństwa. Poza tym zawsze, gdy widziałam rodziny z trójka lub czwórka dzieci, czułam, że też bym tak chciała. W takich rodzinach panuje specyficzny klimat, delikatny rozgardiasz, miks emocji, a jednocześnie takie ciepło i wspólne podążanie do przodu ."
fot. Ewa Przedpełska
"Chcielibyśmy towarzyszyć im w budowaniu relacji, unikając oceniania, porównywania, czy przypisywania ról. Z pewnością nie ominą nas kłótnie, sprzeczki, obrażanie się, wyrywanie sobie zabawek i inne znane rodzicom rodzeństwa trudne momenty, ale w tych sytuacjach chcielibyśmy być mediatorami, a nie sędziami, oskarżycielami, czy obrońcami. Na ten moment jest to dla nas tylko teoria, w praktyce na pewno nie raz będzie to trudne do zrealizowania. Pod wpływem emocji, łatwo pójść w stwierdzenia: „Oddaj jej, bo ona jest młodsza”, „Zawsze niszczysz jej budowle”, „Twoja siostra nigdy nie zachowuje się w ten sposób”… Dlatego powiedziałam, że sporo pracy przed nami. Nie będzie łatwo."
fot. Ewa Przedpełska
"Przed urodzeniem Teosia moje życie było inne. Chyba uboższe. Mam wrażenie, że marnowałam cenny czas. Za dużo poświęcałam się pracy w korporacji, za dużo siedziałam przy komputerze… Paru innych rzeczy też było za dużo. Odważę się powiedzieć, że zatracałam się w tym pędzącym świecie pracy pełnej deadlinów. Moje życie teraz jest o wiele lepsze. Kiedy się budzę, widzę tę najcudowniejszą buzię, roześmiane oczy, zaciekawioną minę i jestem bardzo szczęśliwa. Jestem niepoprawnie zakochana w moim dziecku."
fot. Ewa Przedpełska
"Równowaga pomiędzy życiem rodzinnym a zawodowym to jedna z łamigłówek rodzicielstwa do samodzielnego rozwikłania. A oddawanie siebie z miłości jest bardzo wciągającym zajęciem. Ale nie obawiam się o swoje zniknięcie. Istnieje moment, w którym kobieta czuje, że musi znaleźć przestrzeń dla siebie, żeby nie zatracić się bezpowrotnie. Dla każdej z nas ten moment przychodzi zapewne w innym momencie, czasem wcześniej, czasem później..."
fot. Ewa Przedpełska
"Uczę się, jak odrzucać wszelkie oczekiwania względem mojej córki. Jeżeli coś nie idzie po mojej myśli – trudno, trzeba to przełknąć i iść dalej. Od samego początku dużo do niej gadałam, zawsze wszystko tłumaczyłam, nawet jeżeli miałam świadomość, że ona nie rozumie moich słów, że może tylko wyczuć pewne intencje. Ale jakoś tak mi łatwiej sobie samej tłumaczyć wiele rzeczy i odłożyć swoje frustracje na bok. Nie traktuję jej jak małego dziecka, które musi mi się podporządkować, bo jestem rodzicem, dorosłą osobą i ma być tak, jak ja chcę. Przecież ona też może nie mieć na coś ochoty, albo nie rozumieć, czemu teraz mamy wracać do domu, a nie możemy gdzieś zostać dłużej. Trzeba odłożyć swoje ego na bok, przewartościować potrzeby."
fot. Ewa Przedpełska
"Rutyna jest OK. Jest męcząca i czasem frustruje, ale jest też w niej dużo słodyczy, bliskości i miłości."
fot. Ewa Przedpełska
"Uważam, że idea poświęcania się dziecku jest w pewnym sensie niebezpiecznym konstruktem. Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek przeszło mi przez myśl, że czegoś nie zrobiłam PRZEZ Manię. Wolę więc robić rzeczy z nią. Może nawet dzięki niej. Bo macierzyństwo to niesamowicie napędzająca moc."
fot. Ewa Przedpełska
"Bardzo się staram to kontrolować, czyli każdego dnia robię sobie listę rzeczy do zrobienia, ale to i tak czasami nie wychodzi. Żyjemy w przebodźcowanym świecie. Za dużo słyszymy, za dużo czytamy, za dużo oglądamy. Efekt tego jest taki, że często, jakoś z automatu, przerywam ważną rzecz, którą robię i zabieram się za inną. Kiedy się na tym złapię, to super! Wracam i kończę tę poprzednią, którą zaczęłam. Lubię mieć odhaczone (śmiech)."
fot. Ewa Przedpełska
"Razem z mężem bardzo się staramy, żeby nasz związek nie przerodził się w firmę zarządzającą rodziną i jej zasobami (śmiech). W natłoku codziennych obowiązków ważne są gesty – kubek gorącej kawy rano, pocałunek na do widzenia, „gorący” sms w ciągu dnia (śmiech). Czasami udaje się nam z mężem zrobić coś razem, uwielbiamy kino i koncerty. Z jednym maluchem często też robiliśmy sobie kolację i odpalaliśmy jakiś serial. Teraz jednak wieczorami najczęściej któreś z nas jeszcze pracuje, albo po prostu idziemy spać, bo Zosia budzi się na karmienie kilka razy w nocy, a Leoś to ranny ptaszek i nie ma litości dla zaspanych rodziców (śmiech). Ale dobre czasy jeszcze wrócą"
fot. Lidka Dzwolak
"Jak urodziłam Janka, byłam przytłoczona ilością blogów „parentingowych”, zaskoczona tym, ile ideologii tworzy się z bycia rodzicem. Ilu ludzi przedstawia się na portalach społecznościowych jako np. „mama Natalki i Antka” zamiast podać swoje imię i nazwisko. Przytłoczyła mnie w pewnej chwili odpowiedzialność za losy tego małego człowieka, za jego zdrowie, życie. Tysiące rad, rozbieżność w opiniach, zaciekłość matek w różnych dyskusjach, skakanie sobie do gardeł."
fot. Anita Suchocka
"Oczywiście, staram się jak mogę, ale są dni, kiedy po prostu wszystko mnie przytłacza i czuję się bezsilna. Wydaje mi się, że nie ma nic złego w takich kryzysach od czasu do czasu. Ja daję sobie prawo do gorszego dnia, nie karcę siebie za to. Akceptuję fakt, że nie wszystko musi być zrobione, nie musi być idealnie. Jednak, moim zdaniem, nie można dać się wciągnąć w tę spiralę słabszych momentów, bo człowiek się tylko od tego „rozmemła”. Trzeba się zaprzyjaźnić ze swoją codziennością i z jej rutyną. Mnie taka rutyna daje w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że każdego kolejnego dnia wstanę, ogarnę dzieci, potem siebie, przy dobrych wiatrach również mieszkanie – a jak nie, to świat się nie zawali. Wydaje mi się, że kluczem do pokochania swojej codzienności i pewnej rutyny jest zaakceptowanie faktu, że nie każdy dzień musi się składać z fajerwerków. Nie trzeba codziennie odbywać superwycieczek, zwiedzać okolicy czy jadać poza domem. Szczęście jest tu i teraz. W uśmiechu dzieci o poranku, w buziaku od męża, w stercie brudnych rzeczy do wyprania. Bo skoro starszak zajechał tyle par spodni, to znaczy, że świetnie spędza czas na dworze (śmiech)."
fot. Anita Suchocka
"Czasem siadając wieczorem – o ile jest to możliwe i dzieci pójdą spać o ludzkiej porze, dokonuję małej analizy siebie samej. Myślę kategoriami ,,dziś był dobry dzień, możesz być z siebie dumna” lub ten drugi scenariusz ,,o stara, dziś dałaś dupy”. Ale tak, zwykle miewam dobre dni. Niektóre mijają za szybko, inne wloką się w nieskończoność. Czasem mi żal, że czas za szybko ucieka, a czasem błagalnie wypatruję wieczoru lub pory drzemki, by móc choć chwilę pobyć sama ze sobą."
fot. Anita Suchocka
"Nie panuję nad rzeczywistością – po prostu pozwalam jej się wydarzać. Lubię obserwować życie, świat i rozmawiać z rzeczywistością. Nasza codzienna rutyna jest bardzo ruchoma, odkryłam jednak, że potrzebuję tej organizacji, żeby czuć wewnętrzny spokój, móc realizować swoje pomysły i mieć przestrzeń na to, co chcę wyrażać. Kiedy jesteśmy w naszym domu, organizacja i życie są bardzo spokojne i powolne. Górska dolina temu sprzyja."
fot. Anita Suchocka
"Macierzyństwo przewróciło do góry nogami mój system wartości. Najważniejsza jest teraz rodzina, a dopiero później praca. Na szczęście z pomocą przychodzi mąż. Do południa to on zajmuje się Ignasiem, a popołudniu role się odwracają. Nie mamy babć na miejscu, dlatego musimy sobie radzić sami, jednak decydując się na dziecko, byliśmy tego świadomi. Moje życie już przed urodzeniem Ignasia było mocno zorganizowane, plany obozów sportowych, zawodów, wyjazdów znałam czasami rok wcześniej. Wakacje? Tylko w październiku, czyli miesiącu, w którym lekkoatleci odpoczywają od treningu. Myślę, że dzięki temu jest mi teraz łatwiej. No i oboje z mężem jesteśmy bardzo zadaniowi. Mimo wszystko nauczyłam się też odpuszczać i, co dziwne, świat nadal istnieje (śmiech)."
fot. Lidia Dzwolak
"Wydaje mi się, że jestem wyluzowaną mamą. Podchodzę do macierzyństwa bezstresowo, z uśmiechem i miłością. I to pozwala mi, żeby po wprowadzeniu niewielkich zmian dalej robić to, co wcześniej. Open’er? Jasne, tylko wezmę rodziców. Joga? OK, ale ta dla mam. Wyjście w porze karmienia? Publiczne karmienie piersią, wbrew moim wcześniejszym obawom, nie stanowi dla mnie problemu! Fryzjer? Pewnie, ale przy oknie, żeby nie docierał do Saszy zapach farby."
fot. Lidia Dzwolak
"Czy często zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz? - A da się nie robić kilku rzeczy naraz? Moim zdaniem wielozadaniowość to domena kobiet. Idąc do kuchni, zgarniesz po drodze kubek po kawie, przetrzesz blat i wyrzucisz papierek do śmieci, prawda? Od kiedy pamiętam, miałam stałą pracę i jakieś fuchy, nigdy nie poprzestawałam na jednej rzeczy. Poza tym miałam zainteresowania, znajomych, sporty, pasje, jogę. Przy dziecku umiejętność robienia wielu rzeczy naraz jest kluczowa, tak samo jak umiejętność przerywania i powracania do przerwanej pracy. To wymaga pewnego treningu, bo człowiek musi się wdrożyć z powrotem w tok myślowy sprzed kilku godzin, a nieraz i dni, ale cóż, nie ma wyjścia."
fot. Ewa Przedpełska
"Pokazanie, że ciało trenerki wygląda tak samo jak ciało większości kobiet, przyniosło im swego rodzaju ulgę. To taki pierwiastek normalności w tym wyidealizowanym świecie. Zależało mi na tym, by pokazać mamom, żeby dały sobie czas. Że nie trzeba wyglądać po porodzie jak modelka, że te zmiany są normalne, że taka jest nasza fizjologia. Że nie trzeba się katować. No i najważniejsze, że to ciało trzeba kochać, bo przyniosło nam na świat ukochane dziecko. Czy workowaty brzuch, cellulit lub kilka dodatkowych kilogramów to coś, czego naprawdę nie jesteśmy w stanie zaakceptować w zamian za taki cud? Przecież jeśli tylko człowiek chce, da radę się ogarnąć i po czasie wszystko może wrócić do formy. Czasem nie wraca do niej w pełni – to fakt, ale wiele można wypracować. Uważam, że warto było przyłączyć się do akcji"
fot. Ewa Przedpełska
"Niesamowitym doświadczeniem było dla mnie urodzenie drugiego dziecka. Wcześniej nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że można kochać drugie dziecko tak samo jak pierwsze. Dla mnie Igor był moim wymarzonym, idealnym, cudownym dzieckiem, wiec nie mogłam pojąć, jak mogłabym pokochać inne dziecko. Ale kiedy tylko Oskar pojawił się na świecie, już od pierwszej sekundy oszalałam z miłości. Także teraz już wiem, że miłość może pączkować. Obaj są dla mnie dziećmi idealnymi i obu kocham tak samo mocno."
fot. Kaśka Marcinkiewicz
"Macierzyństwo to najlepsza szkoła pokory i dostosowywania się do sytuacji od nas niezależnych, ale też cierpliwości do chłopaków, właściwie niezliczonych jej pokładów (śmiech). I łapania chwili, zwłaszcza tych dla siebie, na pracę albo relaks. Sytuacja domowa przy dwójce małych dzieci bywa na tyle dynamiczna, że potrafi zaskoczyć i zmienić obrót sprawy w bardzo szybkim czasie. Macierzyństwo czasem wyklucza możliwość jakiegokolwiek planowania, zwłaszcza gdy jest się zdanym na własne siły. Trzeba umieć wykorzystać moment, który jest nam dany. Są tego plusy, nie ma czasu na marnowanie, zwłaszcza kiedy próbujesz pogodzić macierzyństwo z aktywnością zawodową. Ale co najważniejsze, pokazało mi namacalnie, jak wielką wartością jest rodzina, chłopaki i nasza miłość. Bezcenne."
fot. Sylwia Wyrwicka-Antecka
"To dla mnie największa i najtrudniejsza lekcja życia, jaką dostałam. Na pewno macierzyństwo nauczyło mnie, że na wiele rzeczy nie mam wpływu. Że po prostu coś musi minąć, a ja muszę to przeczekać. To dla mnie strasznie trudne, bo jestem niecierpliwa. Pamiętam, kiedy Tosia pierwszy raz się przeziębiła i cały dzień potwornie płakała. Byłam przerażona, nie mogłam jej w żaden sposób uspokoić. (..) Chodziłam po klatce schodowej, zjechałam do garażu, nosiłam ją w chuście, spacerowałam i nic. Wieczorem, kiedy wrócił Michał, rozpłakałam się i powiedziałam, że nie wytrzymam ani chwili dłużej, i że jeśli to będzie trwało choćby jeszcze jeden dzień, to oszaleję. Trwało 2 tygodnie!"
fot. Monika Kraińska
"Czyli zgodzisz się z teorią, że dziecko naturalnie wymusza na rodzicach zwolnienie tempa życia? - Oj tak, zdecydowanie! Przede wszystkim dlatego, że przewartościowujesz swoje życie. Nie masz czasu na kontakty z ludźmi, którzy ci nie pasują i nie chcesz marnować czasu na rzeczy, które cię nie cieszą. Przy dziecku tak mało czasu zostaje dla ciebie samego, że musisz zrobić rachunek sumienia i ustalić listę priorytetów. My z mężem bardzo zwolniliśmy. Cieszymy się wspólnym czasem, jesteśmy dla siebie oparciem. Największą przemianę przeszłam w ciąży, o czym wcześniej wspomniałam. Zostałam wyhamowana do zera w bardzo krótkim czasie i mocno to przeżyłam. Teraz cieszę się każdą chwilą, celebruję momenty, bo wiem, że to już nie wróci."
fot. Antonina Dolani
"Na co najbardziej brakuje ci teraz czasu, a na co masz go więcej niż kiedykolwiek? - Brakuje mi czasu na randki z mężem (śmiech). To bardzo ważne dla związku, by znaleźć czas tylko dla siebie nawzajem i staramy się o to dbać, ale często brakuje nam czasu. Pomagają nam przyjaciele i gdy tylko u nas bywają, pędzimy z Tomkiem gdzieś razem, np. do kina. Za to zdecydowanie więcej czasu mam na spacery. Na szczęście w Warszawie jest tyle zieleni i parków, że opcji nam nie brakuje. Mam też więcej czasu na bycie w domu. To dobrze, bo lubię nasze miejsce. Wcześniej dom był dla mnie i dla Tomka tylko przystankiem, a teraz jest naszą ostoją. Dzięki temu możemy wiele czasu spędzać we trójkę, a to wielki dar – przeżywać rodzicielstwo wspólnie."
fot. Ewa Przedpełska
"Slow life kojarzy mi się ze świadomymi wyborami. O ile życie na zwiększonych obrotach nie wyklucza tej idei, to mogę się pod nią podpisać. Lubię żyć w swoim, a nie narzuconym z góry tempie. Lubię skupiać się na rzeczach ważnych dla mnie, a nie dla innych. Lubię relaksować się wtedy, kiedy tego potrzebuję, a nie kiedy akurat mogę, bo mam wolną chwilę. Lubię intensywnie pracować, ale w tych porach dniach, które sama ustaliłam. Lubię gotować, ale wtedy, kiedy mam na to ochotę, a nie kiedy muszę. Przerwa w pracy zawodowej uwolniła mnie od rutyny, w której tak bardzo się męczyłam. Nikt mi niczego nie narzuca. Zyskałam masę energii i czas na podróże. Mogę bez przeszkód zajmować się dzieckiem i robić z nim fajne rzeczy, chodzić na zajęcia. Mam też wreszcie czas na spotkania z przyjaciółmi."
fot. Ewa Przedpełska
"Miałam dość ciężki i długi poród. Gdy Sophie w końcu pojawiła się na świecie i dostałam ją w ramiona, byłam kompletnie wykończona i nie miałam siły jej utrzymać. Nie płakała, patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczkami, a ja myślałam tylko o tym, że ma nos po Tomie i że jej zupełnie nie znam. Nie czułam żadnej powalającej miłości i bardzo się z tego powodu obwiniałam. Hormony też pewnie robiły swoje. Po przyjściu do domu zaczęłyśmy na spokojnie siebie poznawać. Były wzloty i upadki, ja bardzo chciałam zachować część swojej przestrzeni, a Sofka nie umiała się zdecydować, czy chce mi tę przestrzeń pozostawić, czy nie. Dałyśmy radę, miłość powoli zaczęła kiełkować. Widocznie wolała zjawić się bez przytupu."
fot. Tom /chłopak Karoliny/
"Na co najbardziej brakuje ci czasu teraz, kiedy jesteś mamą? - Nie wyliczam i nie narzekam. Nauczyłam się działać w trybie „na raty”. Dwie strony książki tu, 30 minut filmu tam, krótka, szarpana rozmowa przez telefon z przyjaciółką, która zresztą sama ma trójkę dzieci. Kiedy się da. Pomiędzy. Ale najbardziej brakuje mi wieczornych wyjść do kina i teatru. Zorganizowanie wspólnego wyjścia jest już logistycznie trudniejsze, ale nie nieosiągalne. Ostatnio udało nam się nawet „wyrwać” na półtora dnia do Wrocławia na festiwal Nowe Horyzonty. Przesiedzieliśmy w kinie cały dzień. Uczta. Radość."
fot. Ewa Przedpełska
"Moment kryzysowy nadszedł w trzecim tygodniu od narodzin. Nie wychodziłam wtedy jeszcze regularnie na spacery, bo pogoda w kwietniu była paskudna. Niewyobrażalna dawka endorfin opadła. Nagle poczułam się bardzo zmęczona i strasznie zagubiona, trochę jak po powrocie z wakacji. Pomyślałam wtedy, że trzeba to ogarnąć, wypracować jakąś rutynę. Trzeba zacząć wychodzić z domu! Ale jak się za to zabrać? Mira już dużo więcej czuwała, więcej też marudziła. Ja nie potrafiłam jeszcze odczytywać jej sygnałów, nie wiedziałam dlaczego płacze. Karmienie na żądanie wyglądało tak, że Mira potrafiła wisieć u mojego cycka cały czas. Pamiętam dzień, który minął mi niepostrzeżenie na karmieniu i próbach uspokajania Miry. Bartek wrócił z planu około 17, a ja zdałam sobie sprawę, że jeszcze się nie umyłam. Popłakałam się i wyjęczałam, że „ja nie chcę tak żyć” – tamtego dnia opieka nad niemowlakiem wydawała mi się najtrudniejszą i najstraszniejszą rzeczą pod słońcem. Bartek zarządził, że pakujemy wózek i po prostu poszliśmy na spacer."
fot. Paulina Pajka
"Co dały Ci dzieci? - Odkąd je mam, nauczyłam się o siebie dbać. Zrozumiałam, że dzieciom łatwiej się żyje, kiedy ich mama jest uśmiechnięta i sprawna, ale główna zmiana spojrzenia na siebie to zasługa córeczki. Na początku miałam wiele obaw o to, czy potrafię wychować Mariankę tak, żeby nie dotykały jej niesprawiedliwości dotyczące dziś kobiet. Ale martwiłam się też, że dziewczynka będzie w naturalny sposób czerpać ze mnie jako wzorca, a ja nie bardzo siebie lubiłam. Stało się tak, jak przewidziałam. Córka w wielu wypowiedziach, zachowaniach i gestach przypomina mnie. Początkowo nie byłam tym zachwycona, jednak z czasem doceniłam, że Marianna jest tak wyrazista i krnąbrna. W skrócie: zatoczyłam koło i przeniosłam to pozytywne uczucie również na siebie."
fot. Ewa Przedpełska
"Dzieci wyostrzają zmysły i stawiają cię przed pozornie niemożliwymi do ogarnięcia sytuacjami. Kiedy już musisz się z nimi zmierzyć, okazuje się, że pokracznie, z przekleństwem za zębami i łzami w oczach, ale dasz radę. Dasz, bo musisz. W tych bardziej sympatycznych, normalnych chwilach, czasem patrzę na siebie z boku i myślę sobie, nieźle mamuśka, dobry z ciebie robot wielofunkcyjny. Dzieci nakarmione, okazjonalnie czyste i nadal biegną do ciebie, gdy stanie im się krzywda. Chyba jest nieźle."
fot. Gniewko (mąż Anity)