- No products
Do ustalenia Shipping
Total 0,00 zł
Do ustalenia Shipping
Total 0,00 zł
"Przed urodzeniem Teosia moje życie było inne. Chyba uboższe. Mam wrażenie, że marnowałam cenny czas. Za dużo poświęcałam się pracy w korporacji, za dużo siedziałam przy komputerze… Paru innych rzeczy też było za dużo. Odważę się powiedzieć, że zatracałam się w tym pędzącym świecie pracy pełnej deadlinów. Moje życie teraz jest o wiele lepsze. Kiedy się budzę, widzę tę najcudowniejszą buzię, roześmiane oczy, zaciekawioną minę i jestem bardzo szczęśliwa. Jestem niepoprawnie zakochana w moim dziecku."
fot. Ewa Przedpełska
"Równowaga pomiędzy życiem rodzinnym a zawodowym to jedna z łamigłówek rodzicielstwa do samodzielnego rozwikłania. A oddawanie siebie z miłości jest bardzo wciągającym zajęciem. Ale nie obawiam się o swoje zniknięcie. Istnieje moment, w którym kobieta czuje, że musi znaleźć przestrzeń dla siebie, żeby nie zatracić się bezpowrotnie. Dla każdej z nas ten moment przychodzi zapewne w innym momencie, czasem wcześniej, czasem później..."
fot. Ewa Przedpełska
"Uczę się, jak odrzucać wszelkie oczekiwania względem mojej córki. Jeżeli coś nie idzie po mojej myśli – trudno, trzeba to przełknąć i iść dalej. Od samego początku dużo do niej gadałam, zawsze wszystko tłumaczyłam, nawet jeżeli miałam świadomość, że ona nie rozumie moich słów, że może tylko wyczuć pewne intencje. Ale jakoś tak mi łatwiej sobie samej tłumaczyć wiele rzeczy i odłożyć swoje frustracje na bok. Nie traktuję jej jak małego dziecka, które musi mi się podporządkować, bo jestem rodzicem, dorosłą osobą i ma być tak, jak ja chcę. Przecież ona też może nie mieć na coś ochoty, albo nie rozumieć, czemu teraz mamy wracać do domu, a nie możemy gdzieś zostać dłużej. Trzeba odłożyć swoje ego na bok, przewartościować potrzeby."
fot. Ewa Przedpełska
"Rutyna jest OK. Jest męcząca i czasem frustruje, ale jest też w niej dużo słodyczy, bliskości i miłości."
fot. Ewa Przedpełska
"Uważam, że idea poświęcania się dziecku jest w pewnym sensie niebezpiecznym konstruktem. Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek przeszło mi przez myśl, że czegoś nie zrobiłam PRZEZ Manię. Wolę więc robić rzeczy z nią. Może nawet dzięki niej. Bo macierzyństwo to niesamowicie napędzająca moc."
fot. Ewa Przedpełska
"Bardzo się staram to kontrolować, czyli każdego dnia robię sobie listę rzeczy do zrobienia, ale to i tak czasami nie wychodzi. Żyjemy w przebodźcowanym świecie. Za dużo słyszymy, za dużo czytamy, za dużo oglądamy. Efekt tego jest taki, że często, jakoś z automatu, przerywam ważną rzecz, którą robię i zabieram się za inną. Kiedy się na tym złapię, to super! Wracam i kończę tę poprzednią, którą zaczęłam. Lubię mieć odhaczone (śmiech)."
fot. Ewa Przedpełska
"Razem z mężem bardzo się staramy, żeby nasz związek nie przerodził się w firmę zarządzającą rodziną i jej zasobami (śmiech). W natłoku codziennych obowiązków ważne są gesty – kubek gorącej kawy rano, pocałunek na do widzenia, „gorący” sms w ciągu dnia (śmiech). Czasami udaje się nam z mężem zrobić coś razem, uwielbiamy kino i koncerty. Z jednym maluchem często też robiliśmy sobie kolację i odpalaliśmy jakiś serial. Teraz jednak wieczorami najczęściej któreś z nas jeszcze pracuje, albo po prostu idziemy spać, bo Zosia budzi się na karmienie kilka razy w nocy, a Leoś to ranny ptaszek i nie ma litości dla zaspanych rodziców (śmiech). Ale dobre czasy jeszcze wrócą"
fot. Lidka Dzwolak
"Jak urodziłam Janka, byłam przytłoczona ilością blogów „parentingowych”, zaskoczona tym, ile ideologii tworzy się z bycia rodzicem. Ilu ludzi przedstawia się na portalach społecznościowych jako np. „mama Natalki i Antka” zamiast podać swoje imię i nazwisko. Przytłoczyła mnie w pewnej chwili odpowiedzialność za losy tego małego człowieka, za jego zdrowie, życie. Tysiące rad, rozbieżność w opiniach, zaciekłość matek w różnych dyskusjach, skakanie sobie do gardeł."
fot. Anita Suchocka
"Oczywiście, staram się jak mogę, ale są dni, kiedy po prostu wszystko mnie przytłacza i czuję się bezsilna. Wydaje mi się, że nie ma nic złego w takich kryzysach od czasu do czasu. Ja daję sobie prawo do gorszego dnia, nie karcę siebie za to. Akceptuję fakt, że nie wszystko musi być zrobione, nie musi być idealnie. Jednak, moim zdaniem, nie można dać się wciągnąć w tę spiralę słabszych momentów, bo człowiek się tylko od tego „rozmemła”. Trzeba się zaprzyjaźnić ze swoją codziennością i z jej rutyną. Mnie taka rutyna daje w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że każdego kolejnego dnia wstanę, ogarnę dzieci, potem siebie, przy dobrych wiatrach również mieszkanie – a jak nie, to świat się nie zawali. Wydaje mi się, że kluczem do pokochania swojej codzienności i pewnej rutyny jest zaakceptowanie faktu, że nie każdy dzień musi się składać z fajerwerków. Nie trzeba codziennie odbywać superwycieczek, zwiedzać okolicy czy jadać poza domem. Szczęście jest tu i teraz. W uśmiechu dzieci o poranku, w buziaku od męża, w stercie brudnych rzeczy do wyprania. Bo skoro starszak zajechał tyle par spodni, to znaczy, że świetnie spędza czas na dworze (śmiech)."
fot. Anita Suchocka
"Czasem siadając wieczorem – o ile jest to możliwe i dzieci pójdą spać o ludzkiej porze, dokonuję małej analizy siebie samej. Myślę kategoriami ,,dziś był dobry dzień, możesz być z siebie dumna” lub ten drugi scenariusz ,,o stara, dziś dałaś dupy”. Ale tak, zwykle miewam dobre dni. Niektóre mijają za szybko, inne wloką się w nieskończoność. Czasem mi żal, że czas za szybko ucieka, a czasem błagalnie wypatruję wieczoru lub pory drzemki, by móc choć chwilę pobyć sama ze sobą."
fot. Anita Suchocka
"Nie panuję nad rzeczywistością – po prostu pozwalam jej się wydarzać. Lubię obserwować życie, świat i rozmawiać z rzeczywistością. Nasza codzienna rutyna jest bardzo ruchoma, odkryłam jednak, że potrzebuję tej organizacji, żeby czuć wewnętrzny spokój, móc realizować swoje pomysły i mieć przestrzeń na to, co chcę wyrażać. Kiedy jesteśmy w naszym domu, organizacja i życie są bardzo spokojne i powolne. Górska dolina temu sprzyja."
fot. Anita Suchocka
"Macierzyństwo przewróciło do góry nogami mój system wartości. Najważniejsza jest teraz rodzina, a dopiero później praca. Na szczęście z pomocą przychodzi mąż. Do południa to on zajmuje się Ignasiem, a popołudniu role się odwracają. Nie mamy babć na miejscu, dlatego musimy sobie radzić sami, jednak decydując się na dziecko, byliśmy tego świadomi. Moje życie już przed urodzeniem Ignasia było mocno zorganizowane, plany obozów sportowych, zawodów, wyjazdów znałam czasami rok wcześniej. Wakacje? Tylko w październiku, czyli miesiącu, w którym lekkoatleci odpoczywają od treningu. Myślę, że dzięki temu jest mi teraz łatwiej. No i oboje z mężem jesteśmy bardzo zadaniowi. Mimo wszystko nauczyłam się też odpuszczać i, co dziwne, świat nadal istnieje (śmiech)."
fot. Lidia Dzwolak
"Wydaje mi się, że jestem wyluzowaną mamą. Podchodzę do macierzyństwa bezstresowo, z uśmiechem i miłością. I to pozwala mi, żeby po wprowadzeniu niewielkich zmian dalej robić to, co wcześniej. Open’er? Jasne, tylko wezmę rodziców. Joga? OK, ale ta dla mam. Wyjście w porze karmienia? Publiczne karmienie piersią, wbrew moim wcześniejszym obawom, nie stanowi dla mnie problemu! Fryzjer? Pewnie, ale przy oknie, żeby nie docierał do Saszy zapach farby."
fot. Lidia Dzwolak
"Czy często zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz? - A da się nie robić kilku rzeczy naraz? Moim zdaniem wielozadaniowość to domena kobiet. Idąc do kuchni, zgarniesz po drodze kubek po kawie, przetrzesz blat i wyrzucisz papierek do śmieci, prawda? Od kiedy pamiętam, miałam stałą pracę i jakieś fuchy, nigdy nie poprzestawałam na jednej rzeczy. Poza tym miałam zainteresowania, znajomych, sporty, pasje, jogę. Przy dziecku umiejętność robienia wielu rzeczy naraz jest kluczowa, tak samo jak umiejętność przerywania i powracania do przerwanej pracy. To wymaga pewnego treningu, bo człowiek musi się wdrożyć z powrotem w tok myślowy sprzed kilku godzin, a nieraz i dni, ale cóż, nie ma wyjścia."
fot. Ewa Przedpełska
"Pokazanie, że ciało trenerki wygląda tak samo jak ciało większości kobiet, przyniosło im swego rodzaju ulgę. To taki pierwiastek normalności w tym wyidealizowanym świecie. Zależało mi na tym, by pokazać mamom, żeby dały sobie czas. Że nie trzeba wyglądać po porodzie jak modelka, że te zmiany są normalne, że taka jest nasza fizjologia. Że nie trzeba się katować. No i najważniejsze, że to ciało trzeba kochać, bo przyniosło nam na świat ukochane dziecko. Czy workowaty brzuch, cellulit lub kilka dodatkowych kilogramów to coś, czego naprawdę nie jesteśmy w stanie zaakceptować w zamian za taki cud? Przecież jeśli tylko człowiek chce, da radę się ogarnąć i po czasie wszystko może wrócić do formy. Czasem nie wraca do niej w pełni – to fakt, ale wiele można wypracować. Uważam, że warto było przyłączyć się do akcji"
fot. Ewa Przedpełska
"Niesamowitym doświadczeniem było dla mnie urodzenie drugiego dziecka. Wcześniej nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że można kochać drugie dziecko tak samo jak pierwsze. Dla mnie Igor był moim wymarzonym, idealnym, cudownym dzieckiem, wiec nie mogłam pojąć, jak mogłabym pokochać inne dziecko. Ale kiedy tylko Oskar pojawił się na świecie, już od pierwszej sekundy oszalałam z miłości. Także teraz już wiem, że miłość może pączkować. Obaj są dla mnie dziećmi idealnymi i obu kocham tak samo mocno."
fot. Kaśka Marcinkiewicz
"Macierzyństwo to najlepsza szkoła pokory i dostosowywania się do sytuacji od nas niezależnych, ale też cierpliwości do chłopaków, właściwie niezliczonych jej pokładów (śmiech). I łapania chwili, zwłaszcza tych dla siebie, na pracę albo relaks. Sytuacja domowa przy dwójce małych dzieci bywa na tyle dynamiczna, że potrafi zaskoczyć i zmienić obrót sprawy w bardzo szybkim czasie. Macierzyństwo czasem wyklucza możliwość jakiegokolwiek planowania, zwłaszcza gdy jest się zdanym na własne siły. Trzeba umieć wykorzystać moment, który jest nam dany. Są tego plusy, nie ma czasu na marnowanie, zwłaszcza kiedy próbujesz pogodzić macierzyństwo z aktywnością zawodową. Ale co najważniejsze, pokazało mi namacalnie, jak wielką wartością jest rodzina, chłopaki i nasza miłość. Bezcenne."
fot. Sylwia Wyrwicka-Antecka
"To dla mnie największa i najtrudniejsza lekcja życia, jaką dostałam. Na pewno macierzyństwo nauczyło mnie, że na wiele rzeczy nie mam wpływu. Że po prostu coś musi minąć, a ja muszę to przeczekać. To dla mnie strasznie trudne, bo jestem niecierpliwa. Pamiętam, kiedy Tosia pierwszy raz się przeziębiła i cały dzień potwornie płakała. Byłam przerażona, nie mogłam jej w żaden sposób uspokoić. (..) Chodziłam po klatce schodowej, zjechałam do garażu, nosiłam ją w chuście, spacerowałam i nic. Wieczorem, kiedy wrócił Michał, rozpłakałam się i powiedziałam, że nie wytrzymam ani chwili dłużej, i że jeśli to będzie trwało choćby jeszcze jeden dzień, to oszaleję. Trwało 2 tygodnie!"
fot. Monika Kraińska
"Czyli zgodzisz się z teorią, że dziecko naturalnie wymusza na rodzicach zwolnienie tempa życia? - Oj tak, zdecydowanie! Przede wszystkim dlatego, że przewartościowujesz swoje życie. Nie masz czasu na kontakty z ludźmi, którzy ci nie pasują i nie chcesz marnować czasu na rzeczy, które cię nie cieszą. Przy dziecku tak mało czasu zostaje dla ciebie samego, że musisz zrobić rachunek sumienia i ustalić listę priorytetów. My z mężem bardzo zwolniliśmy. Cieszymy się wspólnym czasem, jesteśmy dla siebie oparciem. Największą przemianę przeszłam w ciąży, o czym wcześniej wspomniałam. Zostałam wyhamowana do zera w bardzo krótkim czasie i mocno to przeżyłam. Teraz cieszę się każdą chwilą, celebruję momenty, bo wiem, że to już nie wróci."
fot. Antonina Dolani
"Na co najbardziej brakuje ci teraz czasu, a na co masz go więcej niż kiedykolwiek? - Brakuje mi czasu na randki z mężem (śmiech). To bardzo ważne dla związku, by znaleźć czas tylko dla siebie nawzajem i staramy się o to dbać, ale często brakuje nam czasu. Pomagają nam przyjaciele i gdy tylko u nas bywają, pędzimy z Tomkiem gdzieś razem, np. do kina. Za to zdecydowanie więcej czasu mam na spacery. Na szczęście w Warszawie jest tyle zieleni i parków, że opcji nam nie brakuje. Mam też więcej czasu na bycie w domu. To dobrze, bo lubię nasze miejsce. Wcześniej dom był dla mnie i dla Tomka tylko przystankiem, a teraz jest naszą ostoją. Dzięki temu możemy wiele czasu spędzać we trójkę, a to wielki dar – przeżywać rodzicielstwo wspólnie."
fot. Ewa Przedpełska
"Slow life kojarzy mi się ze świadomymi wyborami. O ile życie na zwiększonych obrotach nie wyklucza tej idei, to mogę się pod nią podpisać. Lubię żyć w swoim, a nie narzuconym z góry tempie. Lubię skupiać się na rzeczach ważnych dla mnie, a nie dla innych. Lubię relaksować się wtedy, kiedy tego potrzebuję, a nie kiedy akurat mogę, bo mam wolną chwilę. Lubię intensywnie pracować, ale w tych porach dniach, które sama ustaliłam. Lubię gotować, ale wtedy, kiedy mam na to ochotę, a nie kiedy muszę. Przerwa w pracy zawodowej uwolniła mnie od rutyny, w której tak bardzo się męczyłam. Nikt mi niczego nie narzuca. Zyskałam masę energii i czas na podróże. Mogę bez przeszkód zajmować się dzieckiem i robić z nim fajne rzeczy, chodzić na zajęcia. Mam też wreszcie czas na spotkania z przyjaciółmi."
fot. Ewa Przedpełska
"Miałam dość ciężki i długi poród. Gdy Sophie w końcu pojawiła się na świecie i dostałam ją w ramiona, byłam kompletnie wykończona i nie miałam siły jej utrzymać. Nie płakała, patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczkami, a ja myślałam tylko o tym, że ma nos po Tomie i że jej zupełnie nie znam. Nie czułam żadnej powalającej miłości i bardzo się z tego powodu obwiniałam. Hormony też pewnie robiły swoje. Po przyjściu do domu zaczęłyśmy na spokojnie siebie poznawać. Były wzloty i upadki, ja bardzo chciałam zachować część swojej przestrzeni, a Sofka nie umiała się zdecydować, czy chce mi tę przestrzeń pozostawić, czy nie. Dałyśmy radę, miłość powoli zaczęła kiełkować. Widocznie wolała zjawić się bez przytupu."
fot. Tom /chłopak Karoliny/
"Na co najbardziej brakuje ci czasu teraz, kiedy jesteś mamą? - Nie wyliczam i nie narzekam. Nauczyłam się działać w trybie „na raty”. Dwie strony książki tu, 30 minut filmu tam, krótka, szarpana rozmowa przez telefon z przyjaciółką, która zresztą sama ma trójkę dzieci. Kiedy się da. Pomiędzy. Ale najbardziej brakuje mi wieczornych wyjść do kina i teatru. Zorganizowanie wspólnego wyjścia jest już logistycznie trudniejsze, ale nie nieosiągalne. Ostatnio udało nam się nawet „wyrwać” na półtora dnia do Wrocławia na festiwal Nowe Horyzonty. Przesiedzieliśmy w kinie cały dzień. Uczta. Radość."
fot. Ewa Przedpełska
"Moment kryzysowy nadszedł w trzecim tygodniu od narodzin. Nie wychodziłam wtedy jeszcze regularnie na spacery, bo pogoda w kwietniu była paskudna. Niewyobrażalna dawka endorfin opadła. Nagle poczułam się bardzo zmęczona i strasznie zagubiona, trochę jak po powrocie z wakacji. Pomyślałam wtedy, że trzeba to ogarnąć, wypracować jakąś rutynę. Trzeba zacząć wychodzić z domu! Ale jak się za to zabrać? Mira już dużo więcej czuwała, więcej też marudziła. Ja nie potrafiłam jeszcze odczytywać jej sygnałów, nie wiedziałam dlaczego płacze. Karmienie na żądanie wyglądało tak, że Mira potrafiła wisieć u mojego cycka cały czas. Pamiętam dzień, który minął mi niepostrzeżenie na karmieniu i próbach uspokajania Miry. Bartek wrócił z planu około 17, a ja zdałam sobie sprawę, że jeszcze się nie umyłam. Popłakałam się i wyjęczałam, że „ja nie chcę tak żyć” – tamtego dnia opieka nad niemowlakiem wydawała mi się najtrudniejszą i najstraszniejszą rzeczą pod słońcem. Bartek zarządził, że pakujemy wózek i po prostu poszliśmy na spacer."
fot. Paulina Pajka
"Co dały Ci dzieci? - Odkąd je mam, nauczyłam się o siebie dbać. Zrozumiałam, że dzieciom łatwiej się żyje, kiedy ich mama jest uśmiechnięta i sprawna, ale główna zmiana spojrzenia na siebie to zasługa córeczki. Na początku miałam wiele obaw o to, czy potrafię wychować Mariankę tak, żeby nie dotykały jej niesprawiedliwości dotyczące dziś kobiet. Ale martwiłam się też, że dziewczynka będzie w naturalny sposób czerpać ze mnie jako wzorca, a ja nie bardzo siebie lubiłam. Stało się tak, jak przewidziałam. Córka w wielu wypowiedziach, zachowaniach i gestach przypomina mnie. Początkowo nie byłam tym zachwycona, jednak z czasem doceniłam, że Marianna jest tak wyrazista i krnąbrna. W skrócie: zatoczyłam koło i przeniosłam to pozytywne uczucie również na siebie."
fot. Ewa Przedpełska
"Dzieci wyostrzają zmysły i stawiają cię przed pozornie niemożliwymi do ogarnięcia sytuacjami. Kiedy już musisz się z nimi zmierzyć, okazuje się, że pokracznie, z przekleństwem za zębami i łzami w oczach, ale dasz radę. Dasz, bo musisz. W tych bardziej sympatycznych, normalnych chwilach, czasem patrzę na siebie z boku i myślę sobie, nieźle mamuśka, dobry z ciebie robot wielofunkcyjny. Dzieci nakarmione, okazjonalnie czyste i nadal biegną do ciebie, gdy stanie im się krzywda. Chyba jest nieźle."
fot. Gniewko (mąż Anity)